Smoki i DragonDays, Tom I, Rozdiał I

TOM I: Teren Prywatny

DragonDays Czyli Totalna Katastrofa

Jestem Jack i mam 12 lat. Nigdy nie wierzyłem w istnienie żadnych smoków, lecz jeden dzień zmienił wszystko.


- Hej, Jack! Chciałbyś zobaczyć tą rurę? Wygląda na świetne miejsce na zabawe. - Powiedział mój kolega Stefan

- Pewnie. Tylko ja wchodzę pierwszy, ok? - odpowiedziałem

- Okej, mi tam pasuję. Ale uważaj, bo to Teren Prywatny. Jakby co to udawaj że nie widziałeś tabliczki. - Powiedział Stefan

- Spoko. - Odpowiedziałem i następnie wszedłem do rury.

Rura była gładka i śliska, tak jakby ktoś ją niedawno polerował. Kontynuowałem drogę na czworaka w głąb rury kiedy nagle...
Trafiłem na zakręt w rurze, który szedł pod ostrym kątem w dół. Moja twarz, która wyglądała wcześniej na znudzoną, nagle wykrzywiła z przerażenia. Krzyknąłem słowo "pomocy". Włosy mi stanęły dęba. Jako, iż rura była perfekcyjnie gładka, poślizgnąłem się i zacząłem jechać rurą w dół bez opcji powrotu na powierzchnie. Spadłem prosto do wielkiego pokoju. Przewróciłem jakiś stół w trakcie upadku. W pokoju, było bardzo jasno. Jakkolwiek, wkrótce intensywne światło okazało być się białymi ścianami tajemniczych labolatorii.

Zobaczyłem, iż w pokoju badawczym są naukowcy, którzy wydają się torturować zdeforwanego aligatora ze skrzydłami. Jako, iż wszyszcy gapili się na mnie, szybko stanąłem perfekcyjnie wyprostowany.
- Kim jesteś? - Zapytał najgrubszy z naukowców w tej grupię.
Byłem pewien iż to nie ma żadnej szansy zadziałać, ale i tak spróbowałem.
- Ja jestem... Yyyy... Sprzątaczem. Tak. Jestem sprzątaczem. Czyściłem szyb wentylacyjny. - Powiedziałem niepewnie.
- Po pierwsze: To jest szyb na przysyłanie paczek z próbkami, którego nikomu nie wolno blokować. A po drugie: Jesteś dzieckiem! - odpowiedział gruby naukowiec.
I w tym momencie, wszyszcy naukowcy wybuchli śmiechem.
- Dobra, koniec śmiechu. Pozbądźmy się świadka. - Powiedział jeden z mężczyzn, poczym zaczęli iść w moją stronę.
Zacząłem uciekać. Wyszedłem przez drzwi i pobiegłem tak szybko jak mogłem. Korytarze wydawały się nie kończyć. Każdy prowadził do innego pokoju badawczego a ten prowadził gdzieś jeszcze indziej, ale nie wiem gdzie, bo byłem zajęty biegiem.
Każde drzwi miały swoje "ID". Na przykład 863335-C albo 8-B albo 103495893489-Z. Biegłem cały czas co raz bardziej spocony i zastresowany. Od pokoju do korytarza do innego pokoju i do jeszcze innego pokoju do którego się dostałem przez JESZCZE INNY KORYTARZ.
- To Chyba Jakiś Nieskończony Labirynt! - Pomyślałem.
Po długim biegu w panice dobiegłem do windy z napisem "powierzchnia". Widząc naukowców, którzy z każdą chwilą byli coraz bliżej nerwowo bez przerwy klikałem przycisk do wezwania windy. Gdy winda dotarła tutaj a drzwi się otworzyły, natychmiast wszedłem do środka, ponownie, wielokrotnie wduszałem przycisk tym razem od zamykania. Gdy naukowcy już stali bardzo blisko, drzwi windy zakończyły się zamykać. Ledwo udało mi się uciec. Winda poruszała się bardzo ociężale, tak jak by była zmęczona. Po 3 minutach dotarłem do powierzchni. Wychodzę z windy. Miłe, ciepłe światło słoneczne pozwoliło mi odpocząć. Wychodząc z terenu prywatnego zobaczyłem Stefana.
- Gdzie ty byłeś?! Nie było cię przez pół godziny. - Powiedział Stefan, poczym mnie przytulił.
- Ja... To opuszczony budynek. Nic tu nie ma. Powiedziałem "pomocy" bo zjechałem rurą do ruin jakiegoś magazynu. Spokojnie sobie eksplorowałem. - Powiedziałem to, czując się bardzo nieswojo, ponieważ nie lubię kłamać a już zwłaszcza do Stefana. Nie chciałem mu o tym mówić, bo byłem pewien, że gdybym powiedział, naraziłbym go na potencjalne niebezpieczeństwo.
- Okeeeej... - Powiedział chłopiec, tak jakby wiedział, iż nie mówie prawdy. - Chcesz zagrać w Burn Cat? Wyszła wersja na telefony. - Zmienił temat Stefan.
- Nie. Nie mam ochoty. Chce iść do domu. - Powiedziałem nie chcąc z nim już dłużej rozmawiać.
- Okeeej. Okej. Dobra, rozumiem. Chodźmy do domu. Do zobaczenia! - Powiedział Stefan.
Obaj poszliśmy do swoich domów.
[Ciąg dalszy nastąpi]